Czym są Targi Gardenia?
Poznań, koniec lutego. Niby jeszcze zima, ale jest miejsce w Polsce, gdzie już czuć i widać wiosnę. To Poznań, teren Międzynarodowych Targów Poznańskich i Międzynarodowe Targi Ogrodnictwa i Architektury Krajobrazu „Gardenia”. W tym roku postanowiłyśmy na własne oczy się przekonać, co to właściwie jest. O Gardenii mówi się, że jest to takie must be dla branży ogrodniczej, wydarzenie otwierające nowy sezon ogrodniczy. Zakres tematyczny targów jest bardzo duży: można tu zakontraktować ciągnik, obejrzeć kosiarkę samojezdną, zamówić rośliny ze szkółek czy nasiona. Są też ogrody pokazowe oraz pokazy florystyczne przygotowane z oprawą, która zazwyczaj towarzyszy pokazom mody.
Z założenia Gardenia jest miejscem, gdzie pokazywane są trendy w branży ogrodniczej na nadchodzący sezon. W sumie to był jeden z powodów, dla których wstałyśmy w piątek o 4:00 nad ranem i wsiadłyśmy do starego i niezbyt wygodnego pociągu TLK do Poznania.
Mimo że przejrzałyśmy listę wystawców i każda z nas bywała już wcześniej na różnych targach zarówno w Polsce, jak i za granicą, nie wiedziałyśmy tak do końca czego mamy się spodziewać.
Powiemy więc o tym, co widziałyśmy i czego doświadczyłyśmy.
MTP – Targi Gardenia
Międzynarodowe Targi Poznańskie zlokalizowane są przy Dworcu Poznań Główny, więc dotarcie na miejsce było łatwe i przyjemne (lub raczej „dość przyjemne”: było jakieś minus 8 stopni :-)) targi Gardenia zajmowała 4 niemałe pawilony, więc chodzenia było sporo. Część ekspozycji interesowała nas nieco mniej (grille, wielkie maszyny ogrodnicze). Pozostałe obejrzałyśmy na tyle, na ile pozwolił nam czas. Miałyśmy do dyspozycji tylko piątek (bo koniec ferii i odbieranie dzieci od Dziadków), czyli tylko jeden z trzech dni Targów.
Polska branża ogrodnicza, a miejskie ogrodnictwo
Targi Gardenia dały nam sporo do myślenia, zwłaszcza panel dyskusyjny podczas Forum Promotorów Ogrodnictwa. Zdałyśmy sobie sprawę, że branża ogrodnicza w Polsce niemal zupełnie nie zwraca uwagi na coraz większy ruch, jakim jest miejskie ogrodnictwo. Pal licho, że branża nie dostrzega potencjału w ogrodniczej blogosferze. Współpraca z blogerami jako medium w dotarciu do odbiorcy dopiero raczkuje. Ale miejskie ogrodnictwo???
Ktoś powiedział nam, że to całe miejskie ogrodnictwo to może i ma rację bytu w Krakowie (bo szaro, ciasno i smog), ale poza Krakowem i Warszawą, to już nie bardzo. Długo się nad tym zastanawiałyśmy i wiecie co? Nie zgadzamy się z tym zupełnie! Chcemy pokazywać Wam i sobie, że miejskie ogrodnictwo to nie tylko pomidorki koktajlowe na balkonie. To także łąki kwietne, pszczoły w ulach na dachach budynków, spotkania przy tworzeniu ogrodów społecznych, wspólna praca nad zazielenianiem przestrzeni, którą sami popsuliśmy. Zielone dachy i ściany, odzyskiwanie dla mieszkańców zaniedbanych podwórek, hodowanie truskawek na wybetonowanych placach w specjalnie do tego celu skonstruowanych namiotach. Po co? Żeby ludzie byli szczęśliwsi! Wiemy, że nie brzmi to, jak pomysł na dochodowy biznes. Ale brzmi jak przyszłość naszych miast, a więc także nasza!
Targi Gardenia i kiermasz ogrodniczy, czyli co tu się dzieje?
Najbardziej zapadł nam w pamięć „kiermasz ogrodniczy i strefa animacji dla dzieci”. Brakuje słów, żeby opisać to doświadczenie. Czułyśmy się trochę jak w filmie Być jak John Malkovich. Przemykasz przez Gardenię, zaczynasz tuż po wejściu, w pawilonie 3. Uważnie oglądasz i fotografujesz. Idziesz sobie grzecznie za strzałkami, na górę, na antresolę, potem do łącznika między pawilonami i nagle TO. Z targów Gardenia przeszedłeś tym łącznikiem na targowisko połączone z festynem i świętem sera i kiełbasy. Mózg nie wie co z tym zrobić. Nasze zmysły oszalały od wrażeń zapachowych, wzrokowych i słuchowych, których im tam dostarczono. Były tam: stragany z plastikowymi błyskotkami, przenikający zapach sera i kiełbasy (sprzedawanych na kilku stoiskach), baloniki (to chyba była ta strefa animacji dla dzieci???) i disco polo w tle. Szmelc mydło i powidło. Między tymi straganami stały też oczywiście poukładane na ziemi kartony z sadzonkami, cebulkami, nasionami i kłączami. Zasadniczo tematycznie to się nawet zgadzało, ale oprawa była fatalna.
Odwiedzający targi zatrzymywali się w tej części „ekspozycji” nie wiedząc, czy właśnie wyszli z Gardenii i mają wrócić, czy może pomylili przejścia i trzeba szukać drogi do dalszej części Targów. Kasia uchwyciła kilka kadrów z tego malowniczego zjawiska, sami zobaczcie. Niestety ani dźwięków disco polo, ani zapachu sera i kiełbasy Wam nie przywiozłyśmy.
Eko trendy
Jakie trendy dla Was podpatrzyłyśmy? Zasadniczo, to z tymi trendami też nie było najlepiej. Widać, że produkty „eko” i „bio” przebojem wchodzą na półki sklepów ogrodniczych (nasiona, podłoża, preparaty do ochrony roślin, doniczki wytwarzane z materiałów recyklingowanych). Ale to jest kierunek, w którym zmierzają też inne branże, więc było tylko kwestią czasu, kiedy także w ogrodnictwie pojawi się on na dużą skalę.
Zaciekawiły nas kosiarki samojezdne sterowane za pomocą smartfonów, które cieszyły się sporym zainteresowaniem. Wszyscy najwięksi producenci sprzętu ogrodniczego prezentowali swoje modele. Firma Legutko miło nas zaskoczyła nowościami w swojej ofercie. Po pierwsze serią nasion do hodowli microgreens (pamiętacie artykuł o podziemnej farmie? hodowla microgreens to trend, który z zaciekawieniem śledzimy!) Po drugie produktami z serii akcesoriów ogrodowych. Są tam fartuchy uszyte z lnu, zabawne t-shirty dla ogrodników, czy ogrodnicze rękawice ładniejsze i lepiej wykonane niż te z supermarketów za 9,90 PLN.
Nie przywiozłyśmy więc zachwycających nowinek ze świata, które zwiastowałyby wielkie zmiany w naszym raczkującym miejskim ogrodnictwie. Wierzymy jednak, że takich ludzi jak Wy i jak my będzie przybywać i że branża ogrodnicza będzie nas wspierać w naszych miejskich działaniach.